Stare F16 dla Polski.

Ostatnio polskie media obiegła informacja, że Ministerstwo Obrony Narodowej (MON) analizuje zakup 96 samolotów F16 A/B od Stanów Zjednoczonych. Informacja ta ma dwie strony medalu. Dobrą i złą. Dobrą, gdyż wreszcie urzędnicy wojskowi i generałowie dostrzegli małe, wręcz symboliczne możliwości obronne i uderzeniowe polskiego lotnictwa. Złą, bo zakup 96 używanych samolotów w najstarszej wersji, nieprodukowanej od kilkudziesięciu lat to jakieś nieporozumienie.   

Rzeczywiście coś się ostatnio zmieniło w MON. Zakupy nowego sprzętu przez wieloletnie finansowanie, ruszyły modernizacje broni od lat blokowane przez beton urzędniczy. Wreszcie widać jakieś działania. Nie wszystkie oczywiście popieram. Fakt jest jeden. Nareszcie ministerstwo potrafi wykorzystać pieniądze przeznaczone na armię. Nie odsyła ich z powrotem ministrowi finansów. Należy pochwalić Antoniego Macierewicza za odważne, często niepopularne decyzje. Jednak nikt nie jest nieomylny. Tak też jest w wypadku prowadzenia analizy dotyczącej zakupu starych F16, przechowywanych na  pustyni w Arizonie. Trudno dyskutować o wartości bojowej tych maszyn skoro sami Amerykanie zamierzają większość z nich przerobić na latające cele.

141217-f-ni803-117
F16C/D to nadal nowoczesy samolot. Zakup przez MON starszych wersji to cofnięcie się w rozwoju do lat 80, XX wieku. Kilkanaście lat temu Amerykanie także oferowali Polsce stare F16 A/B. Wówczas nie przyjęto ich oferty. Zakupiono najnowsze F16C/D Block 52+. Zdjęcie: U.S. Air National Guard/Tech. Sgt. Matt Hecht.

Oczywiście znajdą się entuzjaści zakupu F16 A/B. Jednak będą to laicy lub lobbyści porównujący, go do naszych F16 Block 52+ lub F16 A/B zakupionych ostatnio przez Rumunię. W obu przypadkach mówimy o zupełnie innych samolotach. Polska kupiła nowe myśliwce bezpośrednio u producenta. Wyposażone zostały w nowoczesny silnik, który nie był montowany w starszych wersjach, ponadto uzbrojenie i wyposażenie elektroniczne naszego F16 to zupełnie inna epoka. Rumunia natomiast odkupiła 12 samolotów od Portugali co prawda w wersji A/B, jednak zmodernizowanej. Były one zdolne do lotów. Nie można tego powiedzieć o samolotach składowanych na amerykańskiej pustyni. Zresztą Rumunii byli zmuszeni pozyskać starsze wersje F16, gdyż nie było ich stać na zakup nowych. Warto jednak zwrócić uwagę, że nie wybrali samolotów oferowanych przez Amerykanów, lecz skierowali swoją uwagę w kierunku europejskim. Wybierając najmniej zużyte egzemplarze.

Dlaczego więc MON analizuje zakup 96 starych F16? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Może to być kolejny błąd ludzi odpowiedzialnych w MON za komunikację z mediami. Podobnie jak było z zakupem gotowych śmigłowców Black Hawk w Mielcu, do którego nigdy nie doszło, aczkolwiek ostatnio chodzą słuchy, że jednak dojdzie do transakcji. Być może jest to rzeczywista ocena możliwości finansowych polskiego budżetu. Pozostając przy tej ostatniej opcji należy się zastanowić czemu MON planuje zakup prawie 100 samolotów. Nie jest to liczba wzięta z nieba. Od lat w wielu w analizach dotyczących możliwości ofensywnych i defensywnych polskiego lotnictwa wskazywano, że polska armia powinna mieć minimum 128-160 samolotów. Optymalna liczba to 264 sztuki, a nieprzekraczalne limity CFE nam przyznane, to 460 sztuk (Traktat o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie). Więcej na ten temat można przeczytać w książce generała Ryszarda Olszewskiego „Lotnictwo w odstraszaniu militarnym”. Wszystkie te rozważania były przez wiele lat lekceważone przez polskich polityków i część wojskowych, którzy wielokrotnie w mediach zapewniali Polaków, że możemy się czuć bezpiecznie. Dzisiaj widać, że taka polityka była błędna. Wręcz skrajnie szkodliwa dla obronności państwa. Osobiście sądzę, że MON obudził się z letargu śledząc konflikt rosyjsko – ukraiński w Donbasie. Utrata przez Ukrainę zaledwie kilku samolotów spowodowała zastopowanie działań ofensywnych lotnictwa ukraińskiego. Rząd w Kijowie mając niewiele sprawnych maszyn na lotniskach nie mógł sobie pozwolić na utratę kolejnych w sytuacji zagrożenia rosyjską ofensywą. Jest to problem wszystkich państw dysponujących niewielką liczbą samolotów. Utrata lub awaria każdej sztuki podczas wojny jest ogromnym problemem z którym spotykają się także bogate państwa, gdyż zakup nowych coraz droższych samolotów staje się sporym obciążeniem dla budżetów. Dlatego wciąż w programach modernizacji wielu europejskich armii mamy do czynienia z ciągłymi redukcjami, prowadzącymi do paraliżu sił zbrojnych. Za tym idzie redukcja ilości gotowych do walki maszyn i nie da się jej wypełnić większymi możliwościami nowego sprzętu.

gripen39-7withsaab340aewandneuron
Na zdjęciu po lewej Gripen. Szwedzi poza modernizacją i produkcją nowych Gripenów, mogą zaoferować Polsce współpracę także w zakresie rozwoju samolotów wczesnego ostrzegania, bezzałogowców, okrętów i uzbrojenia. Wszystko w ramach współpracy z jednym producentem. Zdjęcie: Stefan Kalm. Copyright Saab AB.

MON idzie w swoich przemyśleniach jeszcze dalej, wreszcie zrezygnowano z planów zakupu najnowszego amerykańskiego samolotu wielozadaniowego F35, wizje poprzedniej ekipy rządzącej (PO – PSL) były nierealne pod każdym względem. Szczególnie finansowym. Nawet sam Donald Trump ostatnio skrytykował koszty zakupu tej maszyny. Przede wszystkim w Polsce F35 nie rozwiązywał podstawowego problemu – szczupłości polskich sił powietrznych, gdyż wysoka cena amerykańskiego samolotu nie pozwalała na zwiększenie ilości maszyn. Obecnie nasza armia dysponuje zaledwie 98 samolotami z czego jedynie 48 to nowoczesne F16. Reszta nie jest w stanie samodzielnie wykonywać zadań. Tak naprawdę utrzymywanie ich jest iluzją obronności. Nawet w tak ograniczonym konflikcie jak w Donbasie polskie MiG-29 i Su-22 nie miałby większych szans na przetrwanie.

Jeśli nie F35 to co? MON może jeszcze analizować zakup starszych wersji Eurofightera, które będą wycofywane przez Niemców i Anglików, są to nowoczesne  samoloty jednak niepozbawione wad i także wymagające modernizacji. W dodatku koszty eksploatacyjne tych maszyn mogą przyprawić o ból głowy niejednego ministra finansów. Obecnie chyba najbardziej rozsądną opcją wydaje się być zakup używanych Gripenów od Szwecji (trzech eskadr). Szwedzi od dawna oferują do sprzedaży lub leasingu zmagazynowane Gripeny z opcją modernizacji i współpracy przemysłowej, są one zdecydowanie nowocześniejsze od F16 A/B i mają przed sobą kilkadziesiąt lat służby. Także modernizacja nie niesie większego ryzyka. Jest już przetestowana, a zmodernizowane maszyny wykonują już zadania. Może być szybko przeprowadzona przy udziale polskiego przemysłu i szwedzką Grupę Saab. Tego nie można powiedzieć o F16 A/B. Polski przemysł nie jest w stanie w szybkim czasie nawet wyremontować 96 samolotów, więc nie może być mowy o jakimś realnym terminie dostaw sprzętu, który już od dawna nie przedstawia wartości bojowej, a w wielu aspektach ustępuje nawet używanym przez nas samolotom MiG-29. Trudno też określić kto miałby stworzyć pakiet modernizacyjny i za niego odpowiadać. Ilu użytkowników poza Polską by korzystało z podobnych rozwiązań i kto odpowiadałby za dostawę części przez następne kilkanaście lat? Bo tylko tyle mogą być używane F16 A/B. Tak naprawdę jedynym wygranym tej sytuacji jest podatnik amerykański. Tylko w USA można szybko przeprowadzić modernizacje. Jednak sądzę, że nie udałoby się zamknąć w trzech latach. Biorąc jeszcze pod uwagę problemy kadrowe naszego lotnictwa (brak pilotów, techników) ten projekt skazany jest na porażkę. W tym wypadku największym wrogiem F16 A/B jest czas.

Idea pozyskanie dużej ilości maszyn jest słuszna. Tylko w ten sposób można myśleć o realnym oddziaływaniu na tyłach przeciwnika i tylko w ten sposób można uniemożliwić działania znacznie silniejszemu i liczniejszemu przeciwnikowi. Dezorganizując łańcuch dostaw i wsparcie. Trudno też sobie wyobrazić działania Obrony Terytorialnej bez udziału lotnictwa. Niestety straconych lat nie da się szybko nadrobić. Obecnie możemy rozpatrywać zakup większej ilości używanych Gripenów (trzech eskadr) lub jednej eskadry nowych F16 z możliwością pozyskania od Amerykanów dwóch eskadr używanych F16 C/D z opcją modernizacji. Wydaje się, że jest to najtańsza opcja, gdyż posiadamy już gotowe zaplecze techniczne. Nie jest to zadanie niewykonalne. Amerykanie powoli wycofują wersję C/D zastępując ją F35. Wszystko leży w rękach negocjatorów MON. Pamiętajmy jednak, że F16 to samolot u schyłku swojej kariery. Wszystkie działania jednak nie będą miały sensu jeśli MON nie stworzy wieloletniego programu rozwoju lotnictwa, systemu edukacji i szkolenia przyszłych pilotów. Dzisiaj mając nawet pieniądze na zakup 100 nowych samolotów, armia nie ma możliwości wykorzystać takiej ilości maszyn. Warto też wiedzieć, że bez sprawnej i nowoczesnej obrony przeciwlotniczej nie przetrwa żaden samolot, gdyż nie będzie miał skąd wystartować w przypadku zniszczenia lotnisk. Zaniedbania na tym polu są ogromne. Bez profesjonalnych analiz nie uda się naprawić obecnej sytuacji. Będzie tak jak dotychczas. Przypadkowość w podejmowaniu decyzji, ukierunkowana głównie na kształtowanie pozytywnego wizerunku w mediach. Wszystko to kosztem bezpieczeństwa Polski.

Dodaj komentarz