Kryptonim Harpia – armia szuka nowego samolotu.

Ministerstwo Obrony Narodowej planuje zakup nowych myśliwców dla lotnictwa. Obecnie polska armia posiada jedynie 48 samolotów wielozadaniowych F-16 umożliwiających prowadzenie  efektywnych działań bojowych. Zakładając sprawność amerykańskich myśliwców na poziomie 70%, mamy zaledwie 33 samoloty gotowe do walki. Rosyjskie Su-22 oraz MiG-29 będące na wyposażeniu naszego lotnictwa trudno uznać za samoloty odpowiadające standardom XXI wieku. Dlatego też od kilku lat MON szuka następców.

Pierwsze Su-22 wprowadzono do służby prawie 34 lata temu. Jest to samolot myśliwsko-bombowy, niestety nie przeszedł on żadnej wartościowej modernizacji poza dostosowaniem maszyn do operowania w przestrzeni powietrznej NATO. Samolot  nie posiada stacji radiolokacyjnej, właśnie z tego powodu w latach 80 XX wieku był nazywany ślepym bokserem. Oczywiście były zamiary wyposażenia Su-22 w podwieszany radiolokator, nowe kierowane uzbrojenie ale cały projekt legł w gruzach, a raczej w niekończących się dialogach technicznych które są specjalnością MON. Wartość maszyny na dzisiejszym polu walki jest zerowa.

rafale_-_riat_2013_(9435456345)
Największym przegranym programu Harpia będzie zapewne francuski Rafale. Doskonały samolot, dysponujący ogromnymi możliwościami bojowymi i chyba najbardziej odpowiadający realnym potrzebom polskich pilotów. Prawdopodobnie ze względu na napięte stosunki na linii Paryż-Warszawa, Francuzi nie wystartują w przyszłym przetargu. Zdjęcie: Wikipedia/Tim Felce (Airwolfhound)

Nieco lepiej wygląda sytuacja z MiG-29, samoloty przeszły drobne modernizacje w niektórych maszynach zmodernizowano radiolokator, ostatnio także zakupiono od Ukrainy nowe rakiety. Nie zmienia to jednak faktu, że rosyjski samolot nie będzie mógł wykonywać skutecznie działań bojowych w środowisku nasyconym nowoczesną bronią przeciwlotniczą. Tym bardziej, że 30 latek wymaga coraz większej uwagi załóg. Brak dostępu do oryginalnych części powoduje, iż niektóre prace remontowe nie odpowiadają standardom bezpieczeństwa czego przykładem są ostanie wypadki w tym jeden śmiertelny.

Harpia bo tak nazywa się program wyposażenia polskiego lotnictwa w nowe myśliwce zakłada zakup 64 samolotów (4 lub 5 generacji). Jednak jak wiemy wszystko się może zmienić tym bardziej, że poprzednia ekipa rządząca (PO) planowała w 2012 roku zakup 16 nowych samolotów z dostawą do 2019 r. Później projekt zmodyfikowano zapowiadając 4 krotnie większą ilość maszyn w dodatku 5 generacji czyli F35 o czym informował na Twitterze minister Tomasz Siemoniak. Niestety do dnia dzisiejszego nasi piloci nie dysponują odpowiednim sprzętem.

Obecnie na rynku jest 7 maszyn którymi może być zainteresowane MON. Amerykańskie F-15, F-16, F18 i F35 samolot 5 generacji. Europejskie firmy mogą zaoferować nam trzy konstrukcje, są to Eurofighter (europejskie konsorcjum), Rafale (Francja) i Gripen E/F (Szwecja). Praktycznie szanse na wygrane mają tylko cztery samoloty (F16, F35, Gripen E/F i Eurofighter) choć zapewne nie jest żadną tajemnicą, że preferowane będą wyroby z USA.

800px-gripen_3
Gripen E/F to najbardziej zaawansowany samolot generacji 4,5, pod względem elektroniki odpowiadający samolotom 5 generacji. Nie oznacza to, że dysponuje największymi możliwościami bojowymi. Wersja E/F jest nadal w fazie testów. Będzie dostępna za kilka lat w dodatku zakup uzbrojenia należy negocjować z wieloma rządami i producentami, gdyż Szwedzi nie produkują uzbrojenia lotniczego. Może się okazać, iż niektóre rządy mogą się nie zgodzić na integrację nowoczesnych rakiet z Gripenem. Dowodem na to mogą być problemy Chorwacji która musiała zrezygnować z zakupu używanych  izraelskich F16, gdyż Amerykanie nie wyrazili zgody na sprzedaż samolotów wyprodukowanych w USA. Znacząco zmodernizowanych przez Tel Awiw. Na zdjęciu szwedzkie Gripeny C/D podczas ćwiczeń Red Flag odbywających się w Stanach Zjednoczonych. Zdjęcie: Wikipedia/Domena Publiczna/Chief Master Sgt. Gary Emery

F-16 jest murowanym faworytem. Mamy dostosowane lotniska do obsługi tej maszyny. Opracowany system szkolenia pilotów i obsługi naziemnej co ma bardzo duże znaczenie biorąc pod uwagę koszty dostosowywania całej infrastruktury do przyjęcia nowej konstrukcji. Wadą  tej opcji jest ograniczona możliwość rozwoju, sprostania wymaganiom przyszłego pola walki. Pamiętajmy „szesnastka” to już wiekowa konstrukcja co prawda wielokrotnie modernizowana dzięki czemu nadal jest groźnym przeciwnikiem, czego dowodem jest najnowsza wersja Block 70/72 zakupiona ostatnio przez Słowację i Bułgarię. Pod pewnymi względami znacznie nowocześniejsza od nowszych europejskich konkurentów. Trudno jednak oczekiwać, że samolot w perspektywie 30 lat będzie nadal skuteczny i równie gorliwie modernizowany przez producenta jak jest to obecnie.

Jego następca F35 coraz lepiej radzi sobie nie tylko w USA ale i na świecie, niezależnie od dużej krytyki ze strony polityków (Donald Trump) i wysokiej ceny. Co ciekawe jeszcze niedawno Waszyngton planował zakup nowych, tańszych F16 aby zastąpiły one starsze egzemplarze. Jednak  spadająca cena F35 (wynik nacisków administracji Donalda Trumpa na producenta) spowodowała, że na razie F16 używane w USAF przejdą modernizację a starsze egzemplarze zostaną zastąpione samolotami piątej generacji F35.  Świadczyć to może o jednym, Pentagon uznał, że w niedalekiej przyszłości różnica w cenie między maszynami 4 i 5 generacji będzie niewielka co przemawia na korzyść najnowszych konstrukcji.

F-35 to druga na świecie maszyna 5 generacji i jedyna jak dotąd dostępna na rynku, gdyż pierwszy samolot F22 nadal objęty jest zakazem eksportu. Mimo, że F35 jest bardzo nowoczesną maszyną nie jest on dobrą opcją dla Polski na dzień dzisiejszy. Nasz kraj potrzebuje samolotu mogącego wywalczyć przewagę w powietrzu i odpierać ataki dużo liczniejszego przeciwnika. Tych wymagań nie spełnia F35 ze względu na niewielką ilość uzbrojenia przenoszonego w wewnętrznych komorach, oczywiście dodatkowe można podwiesić na zewnętrznych węzłach. Niestety odbędzie się to kosztem właściwości stealth, a właśnie niska wykrywalność samolotu ma być atutem 5 generacji – oczywiście pisząc w dużym uproszczeniu. Należy też pamiętać, że F35 został zaprojektowany pod kątem uderzeń na silnie bronione cele naziemne. Możliwości walki powietrznej są na poziomie maszyn czwartej generacji.

Wielu specjalistów wskazuje, że najnowszy amerykański samolot uderzeniowy może mieć poważne problemy w przypadku spotkania np. F16. Ten ostatni ma zdecydowanie lepszy stosunek ciągu do wagi oraz zdecydowanie mniejsze obciążenie skrzydeł co daje jemu przewagę w walce na bliskiej odległości. Podobnego zdania są Australijczycy którzy w symulowanych testach komputerowych wykazali, że F35 poniesie porażkę w starciu z rosyjskimi  myśliwcami generacji 4,5. Trudno oceniać dzisiaj F35. Amerykanie twierdzą, że maszyna 5 generacji bez problemu poradzi sobie w walce powietrznej ze starszymi konstrukcjami. Jednak obecnie nie dysponujemy niezależnymi, rzetelnymi testami porównawczymi. Na pewno nie jest to samolot mogący wywalczyć przewagę w powietrzu. Należy też wziąć pod uwagę, że amerykańskie testy F35 nie mogą mieć przełożenia na polskie realia. Stany Zjednoczone dysponują doskonałym systemem dowodzenia i rozpoznania. Właśnie dzięki niemu mogą wykorzystać możliwości samolotów 5 generacji, możliwości które przez kilkanaście lat nie będą dostępne dla polskiej armii. Nie zmieni tego dostawa Patriotów z modułowym systemem dowodzenia IBCS jak chcieliby tego niektórzy polscy wojskowi.

Patrząc na poczynania dygnitarzy MON nie można mieć złudzeń, kontrakt na zakup następców wiekowych maszyn wygrają Amerykanie. Uwzględniając możliwości wykorzystania operacyjnego amerykańskich myśliwców bez wątpienia będzie to bardzo doby wybór. Niestety to co korzystne jest dla armii niekoniecznie musi być dobre dla kraju.

Zakup F16 dokonany kilkanaście lat temu nie przyniósł  żadnych poważnych korzyści dla polskiego przemysłu mimo szumnych zapowiedzi offsetowych Amerykanów. Podobnie przedstawia się sytuacja z zestawami Patriot o tym jak trudno negocjuje się z Waszyngtonem może świadczyć klęska programu Homar, który miał być lokomotywą napędową polskiego przemysłu. Wszystko wskazuje, że w tym wypadku skończy się na zakupie gotowego sprzętu bez transferu technologii, polonizacji  i możliwości remontowania w kraju. Polskie wojskowe zakłady remontowe już dzisiaj mają problemy. Serwisowany sprzęt radziecki i polski z czasów PRL powoli wykrusza się, natomiast MON kupując nowe systemy bojowe zagranicą nie zapewnia polskim zakładom odpowiednich umów dotyczących obsługi sprzętu w kraju.  W niedalekiej przyszłości taka polityka zakupów doprowadzi do poważnych kłopotów   polskiej zbrojeniówki, całkowitego uzależnienia się od jednego dostawcy co w przypadku różnych napięć na linii Waszyngton-Warszawa może doprowadzić do katastrofy.

Pamiętajmy, że zakup uzbrojenia to decyzja która wiąże nas z partnerami na minimum 30 lat. Jednowektorowa polityka nie jest odpowiedzialnym  rozwiązaniem dla kraju liczącego 36 milionów obywateli. Także w przypadku zakupów uzbrojenia.

Decyzja dotycząca następcy radzieckich maszyn powinna zapaść 5 lat temu. Obecnie przedłużanie okresu eksploatacji sowieckich konstrukcji jest naciąganiem procedur bezpieczeństwa, gdyż samoloty nie mają żadnego wsparcia ze strony producenta. Podejmując decyzje już dzisiaj nowe maszyny pojawić się mogą najwcześniej za 3-4 lata. Czasu mamy coraz mniej, piloci tylko jedno życie.

 

 

 

Dodaj komentarz