Donald Trump nowy porządek świata, czy cicha kontynuacja?

Inauguracyjne przemówienie 45 prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, zostało różnie przyjęte na świecie, także w Polsce. Jedno jest pewne, dawno nie było tak skrajnie odmiennych komentarzy odnoszących się do nowego przywódcy zasiadającego w Białym Domu.

Wielu dziennikarzy i komentatorów w Polsce niepotrzebnie skupiło się na tym, czy Trump będzie prorosyjski, czy wręcz zaostrzy politykę wobec Kremla. Nie będę komentować opinii zagranicznych mediów bo one też powielają błędną ocenę nowego prezydenta, gdyż tak jak w Polsce opierają się na strachu, przed czymś nowym, nieznanym i realizują politykę globalnych korporacji mogących dużo stracić, kiedy nowa administracja zablokuje podpisane umowy o wolnym handlu. Tak naprawdę kluczem do oceny jak będzie wyglądać prezydentura byłego biznesmana jest poziom jego samodzielności, a nie poglądy i publiczne deklaracje. Już dzisiaj widać, że Trump bardzo stonował swoje wypowiedzi, jeszcze przed inauguracją, także wobec polityków, których niedawno oceniał jako złodziei, a nowe nominacje – jeszcze nie prezydenta mogą świadczyć o jednym. Donald Trump nie będzie politykiem samodzielnym, mimo jego temperamentu i bardzo kontrowersyjnych dla niektórych środowisk poglądów. Oczywiście zmiany w polityce Stanów Zjednoczonych nastąpią, ale nie będzie rewolucji. Cele strategiczne założone wiele lat temu pozostaną dalej aktualne.

donald_trump_swearing_in_ceremony
Donald Trump podczas zaprzysiężenia. Zdjęcie: Oficjalna strona Białego Domu.

Zapowiedź zniszczenia tzw. państwa islamskiego (zakończenie wojny) wbrew opinii  komentatorów nie jest czymś nowym. Jest kontynuacją polityki poprzedniej ekipy, aczkolwiek w innym, być może bardziej rozsądnym wykonaniu, gdyż uwzględnia Rosję. Nikt realnie myślący chyba nie wierzył, że można zakończyć ten konflikt bez udziału Kremla. Zapowiedź współpracy Donalda Trumpa z Władimirem Putinem w tej kwestii wcale nie musi oznaczać sojuszu tworzącego nowy podział świata – tak jak zapowiadają to niektórzy histerycznie reagujący komentatorzy. Mogą o tym świadczyć też wypowiedzi nowych generałów zasiadających w Pentagonie, czyli sekretarza obrony Mattis’a i sekretarza bezpieczeństwa narodowego Kelly’ego  jasno dające do zrozumienia, że nie będą tolerowali decyzji godzących w bezpieczeństwo i wpływy USA. Trump nie zapisze się w historii jako twórca nowej Jałty, a nawet jeśli dojdzie do podziału wpływów to nie wyjdzie z propozycją pierwszy. Nie zrobi tego też Putin. Pod koniec postaram się powrócić jeszcze to tego tematu. Nawiązując do walki z tzw. państwem islamskim, wciągnięcie Rosji umożliwi także przerzucenie części odpowiedzialności za wojnę na naszego wschodniego sąsiada. Z drugiej strony częściowe ustabilizowanie podpalonej Afryki Północnej i rejonów Bliskiego Wschodu. Oczywiście o pełnym pokoju możemy zapomnieć. Nie po to rozpoczęto tę wojnę aby dzisiaj stworzyć tam ośrodki z silną, niezależną władzą. Nikt nie ma w tym interesu. Nowy pokój ma umożliwić Trumpowi realizację jednego z najważniejszych zobowiązań tej prezydentury. Rozprawienie się z Iranem. Bez wykonania tego zadania nowy prezydent będzie miał nikłe szanse na reelekcję. Śmiem twierdzić, że Clinton przegrała właśnie dzięki swojemu niezdecydowaniu w kwestii Iranu. W amerykańskiej polityce i mediach bardzo silną pozycję ma  AIPAC (organizacja lobbująca na rzecz Izraela, mająca ogromne wpływy pośród członków Kongresu i Senatu). Ten kto realizuje wizję tej organizacji ma spore szanse na wygranie wyborów i może oczekiwać naprawdę silnego wsparcia w mediach. Dzisiaj największym zagrożeniem dla Izraela jest postawa Teheranu, a szczególnie powrót Persów do globalnej polityki i gospodarki. Koniec izolacji oznacza modernizację – wzmocnienie państwa, które od dawna spędza sen z powiek izraelskim politykom i generałom. Trudno obecnie wysondować, czy Iran będzie kolejną ofiarą nowej wojny, rewolucji wewnętrznej lub rozpocznie pod naciskiem renegocjacje umów podpisanych ze społecznością międzynarodową. Jak widać współdziałanie Amerykanów z Rosją (ogranicza jej izolację na arenie międzynarodowej) w kwestii terroryzmu islamskiego jest korzystne dla obu stron. Być może dzięki niemu, przy okazji, obu graczom uda się osłabić pozycję Brukseli i Pekinu na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej (Rosja już dzisiaj ma spore wpływy w Algierii i dyskretnie spogląda w kierunku Libii). Wszystko to pod pozorem walki z terrorem.

obama_meeting_with_trump_2
Donald Trump na pewno jest bardziej haryzmatyczną postacią niż poprzedni prezydent, ale to nie oznacza, iż będzie w pełni samodzielny. Zdjęcie: domena publiczna/Jesusemen Oni/VOA.

Jest to kolejny dowód, że rewolucji nie będzie w amerykańskiej polityce. Plany osłabienia Chin i odciągnięcia Rosji od Pekinu będą dalej realizowane. Oczywiście ekipa Obamy robiła  to nieudolnie, naruszając strefę wpływów rosyjskich w Europie i na Bliskim Wschodzie, ale tak naprawdę nie mamy pewności, czy te działania nie były wstępem do obecnej nowej strategii Waszyngtonu. Trudno sobie wyobrazić aby nieizolowana Rosja, czując się bezpiecznie była skora do uczestnictwa w grze mającej na celu osłabienie Państwa Środka. Ekipie Obamy udało się nałożyć sankcje na Rosję mimo niechęci największych europejskich graczy (Francja, Niemcy, Włochy). Dzięki nim Amerykanie wykluczyli Rosję z podejmowania decyzji odnośnie kreowania koncepcji zbiorowego bezpieczeństwa (patrz też „Tarcza antyrakietowa w Redzikowie…”). Co jest podstawą strategii działania Moskwy. Wcześniejsze przedwyborcze obietnice Trumpa i jego inauguracyjne przemówienie jasno zapowiadają, że możemy się spodziewać w przyszłości poważnych tarć na linii Waszyngton – Pekin w materii gospodarczej, odnośnie praw własności intelektualnej, być może prowadzących nawet do ograniczonej wojny celnej. Warto, też zwrócić uwagę, że Rosja także z coraz większym zaniepokojeniem spogląda na Chiny, a te ostatnie stawiają Moskwie coraz twardsze warunki podczas negocjacji. Jeszcze do niedawana takie zachowanie było wręcz nie do pomyślenia dla polityków rosyjskich. Napięcie i niepewność jest widoczne także podczas wizyt w Pekinie Władimira  Putina. Tam nie jest on sobą i nie czuje się tak pewnie jak podczas rozmów z partnerami europejskimi i USA. Zdaje sobie sprawę jakim zagrożeniem w przyszłości może się stać największy sąsiad Rosji.

Powracając do kwestii nowej Jałty, a raczej przyszłości Europy w dobie prezydentury Donalda Trumpa. Obecnie nie widać szans na przetrwanie Unii Europejskiej. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii i zapowiedź nowej premier zacieśnienia stosunków gospodarczych z USA, może być wstępem do budowy nowego rynku państw anglosaskich oraz zacieśnienia współpracy militarnej kosztem NATO, być może stworzenia Paktu Północnoatlantyckiego dwóch prędkości. Stąd może zapowiedź Berlina o zwiększeniu wydatków na modernizację armii, wszystko po to aby nie zostać autsajderem. W tym roku dla Europejczyków najważniejsze będą także wybory we Francji i Niemczech. Wybór skrajnie prawicowych polityków wbrew opinii wielu sympatyków polskiej prawicy nie wzmocni Europy w negocjacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Doprowadzi wręcz do osłabienia i pojedynczego rozgrywania państw na naszym kontynencie przez USA i Rosję. Nowi unijni politycy mogą doprowadzić do zniesienia embarga nałożonego za zajęcie Krymu, wówczas na pewno przyklaśnie temu Donald Trump (chyba, że zostanie zablokowany przez swoich doradców – to będzie test samodzielności). Stąd krótka droga do ponownego podziału wpływów w Europie. Oczywiście Rosjanie mówią obecnie, że nie liczą na zmianę kursu państw europejskich, ale zdają sobie jasno sprawę, że oficjalne popieranie przez Kreml polityków prorosyjskich na Starym Kontynencie może im zaszkodzić i wystraszyć potencjalnych wyborców. Zapewnienia administracji amerykańskiej odnośnie gwarancji bezpieczeństwa dla wschodniej flanki NATO na pewno nie utracą swojej dyplomatycznej wartości, jednak należy sobie zadać pytanie ile zapłacą za nie takie państwa jak Polska lub Estonia? W przypadku osłabionej Unii Europejskiej na pewno Amerykanie będą chcieli zwiększyć swoje wpływy gospodarcze w regionie kosztem samodzielności zagrożonych sojuszników. Nic nie ma za darmo w polityce i nie można mieć w tym wypadu za złe Waszyngtonowi, że będzie próbował wykorzystać swoją dominującą pozycję. Zresztą sam Donald Trump powiedział, że nikt już nie będzie wykorzystywał za darmo Ameryki. Prezydentura nowego prezydenta zasiadającego w Białym Domu, może być sporym wyzwaniem dla polskiej dyplomacji.

Dodaj komentarz